Z bardzo trudnego terenu bielszczanie wywieźli punkt, który ma swoją wagę i cenę.
Bielszczanie po tym spotkaniu absolutnie nie mogą narzekać na brak szczęścia. To zdzieszowiczanie przeważali na niemal pełnym dystansie spotkania i mieli kilka bardzo dobrych okazji, aby tę przewagę udokumentować. W pierwszej części miejscowym było o tyle łatwiej, że mogli liczyć na dodatkowe wsparcie… mocno wiejącego w plecy wiatru. Chwała jednak bielskiej defensywie, że nie dopuściła do stanu alarmowego pod bramką Krzysztofa Żerdki. Ze swoich ról bardzo dobrze wywiązywali się środkowi obrońcy –Michał Bojdys i Dariusz Rucki. Najlepszą okazję w tej fazie spotkania, de facto już w doliczonym czasie, zmarnował niecelnie główkując z bliska Konrad Kostrzycki.
Z upływem czasu poczynania zawodników Ruchu były coraz bardziej nerwowe. A jak wiadomo sytuacje stresowe na boisku nie przekładają się na dokładność. Niecelnych podań i strzałów w wykonaniu gospodarzy było całe mnóstwo. Wysiłki Dawida Czaplińskiego i spółki pełzły na niczym. Nawet, gdy miejscowi zdołali przedrzeć się w pole karne gości, tam znów bezbłędnie reagowali obrońcy i bramkarz Rekordu. Bielszczanie ograniczali się do sporadycznych kontrataków, z których żaden nie spowodował zagrożenia dla golkipera Ruchu. Najbliżej celu byli uderzający ze znacznej odległości Dawid Nagi i Bartosz Woźniak.
Ewentualny gol dla „rekordzistów” – przyznajmy to szczerze – byłby nadmiarem szczęścia. Zatem z ciężko wywalczony punkt trzeba przyjąć niemal z pełnią satysfakcji. „Niemal”, gdyż obraz meczu trochę mącą kartkowe kary dla przyjezdnych. I rzecz nawet nie w ich liczbie, co w nierównomiernym ich rozdziale. Wbrew kartkowym decyzjom rozjemcy nie było bynajmniej tak, iż to wyłącznie bielszczanie przekraczali granice przepisów.