Trzy gole i trzy punkty bielszczan po niezłym spotkaniu z LKS-em Czaniec.
Dobre opinie o czanieckim zespole po środowej wygranej z bialską Stalą znalazły potwierdzenie, ale tylko w drugiej części starcia z „rekordzistami”. Pierwsze trzy kwadranse meczu zdecydowanie należały do gospodarzy. Czy to z założeń taktycznych, czy z obaw o własną kondycję (w kontekście środowego meczu), goście oddali bielszczanom inicjatywę i przestrzeń do prowadzenia gry. Ta zaś układała się „biało-zielonym” o wiele lepiej, składniej niż w kilku poprzednich spotkaniach. Gospodarze dość szybko opanowali centrum boiska, a przestrzeń zyskiwali szybką grą na jeden, dwa kontakty z piłką. Oczywiście nie zawsze i nie wszystko układało się po ich myśli, niemniej osiągnęli przewagę, która musiała poskutkować bramkami. Już w 17. minucie Szymon Szymański mógł otworzyć wynik, pudłując jednak w bardzo dobrej sytuacji. Niedługo później w polu karnym sfaulowany został nacierający z głębi pola Marek Sobik. Pewnym egzekutorem „jedenastki” okazał się Łukasz Szędzielarz. Zdeprymowany utratą gola LKS dopuścił do kilku następnych, groźnych sytuacji pod własnym polem karnym. Nieco pogubieni goście nie uchronili się przed stratą drugiej bramki. W sporym zamieszaniu w „szesnastce” gości najlepiej ustawiony był Ł. Szędzielarz, powtórnie zapisując się golem w meczowym protokole.
Jeśli ktoś zakładał, że przyjezdni po przerwie złożą broń, ewidentnie się pomylił. Może nie od razu z gwizdkiem sędziego, ale z upływem minut przyjezdni tworzyli ciekawsze i groźniejsze sytuacje ofensywne. Parokrotnie Dawid Hałat przy wsparciu kolegów zmusił bielską obronę do dużego wysiłku. Nagrodą za ambicję i waleczność był dla LKS-u kontaktowy gol D. Hałata, który po kornerze, pozostawiony bez opieki w polu bramkowym, zmusił Krzysztofa Żerdkędo kapitulacji. Od nerwowej końcówki meczu uchroniła „rekordzistów” znakomita kontra wyprowadzona niedługo później przez Mateusza Kubicę. Po jego „ucieczce” i dograniu na przedpole bramki Damian Hilbrycht wywarł taką presję na Macieju Łąckim, że ten wpakował piłkę do własnej bramki.