W sobotnie popołudnie zawitała do Siechnic ewidentnie nam nie leżąca w tym sezonie (w rundzie jesiennej przegraliśmy w Sycowie 0:2), ambitnie i zdyscyplinowanie grająca w obronie, jak się okazało po zakończeniu spotkania, drużyna sycowskiej Pogoni. Przyjechali spóźnieni, wyszli na rozgrzewkę 15 minut przed rozpoczęciem zawodów, i broniąc się z pasją przez zdecydowaną część meczu - momentami przy nieprawdopodobnym wręcz szczęściu, desperacko próbując wyjść z hokejowego zamku, który większymi fragmentami tworzyliśmy pod polem karnym przeciwnika, nie dali pozbawić się punktu, a nam nie pozwolili zgarnąć pełnej puli. To co udało nam się przed tygodniem w starciu z Miłoszycami, tym razem - choć byliśmy już o włos w ogromnie wielu sytuacjach by piłka przekroczyła linię końcową boiska - happy endu nie było - bo za każdym razem jak spod ziemi wyrastał solidnie zbudowany bramkarz sycowskiej drużyny i odbijał z kamienną twarzą strzały – petardy przed siebie.
Podobnie jak przed tygodniem znów wchodzimy w mecz nerwowo, za mocno chcemy, zbyt wiele osób chce kreować grę i decyduje się na indywidualne akcje, nie gramy cierpliwie, i niepotrzebnie wikłamy się w indywidualne pojedynki - dlatego gra przez pierwsze 10 minut koncentruje się w środku pola, gramy jednak zbyt schematycznie, brakuje przyspieszenia akcji, zmiany tempa. Jak zawsze wychodzimy pressingiem na przeciwnika zmuszając go do kilku strat. Po jednej z nich w 3 minucie wymieniamy kilka podań w środkowej strefie, wreszcie piłka trafia na prawą stronę do nie pilnowanego Karola Głowackiego, ten decyduje się na natychmiastowa wrzutkę w pole karne, tam idealnie znajduje się, nieoceniony dla nas w takich sytuacjach, grający trener Tomek Rudolf, uprzedza obrońcę i głową pokonuje bramkarza gości. Radość w tej sytuacji była jednak przedwczesna bowiem sędzia odgwizdał pozycję spaloną i nadal mieliśmy remis .Goście pieczołowicie pilnujący dostępu do pola karnego także stają przed swoją szansą. Ma to miejsce w 5 minucie kiedy to po dośrodkowaniu z rzutu rożnego główkuje jeden z zawodników Pogoni, strzał oddany został z bliskiej odległości, jednak był zbyt słaby, piłka skozłowała jeszcze przez Kacprem, który pewnie chwyta piłkę i pewnym chwytem zaraz potem uruchamia on nasz kontratak. Chwilę potem mogliśmy już jednak przegrywać, wówczas to Kościelniak notuje w łatwej sytuacji stratę w środku pola, piłka trafia do ruchliwego środkowego pomocnika sycowian, który bez chwili zawahania wypuszcza w „uliczkę” zbiegającego z lewego skrzydła w środek napastnika Pogoni. I kiedy wydawało się że pomocnik gości wyjdzie na pozycję sam na sam z Kujawskim, wracający Marcin Józefowicz zdołał wyprzedzić sycowianina, a odbierając mu piłkę został sfaulowany. Pierwszy kwadrans nie przynosi nam dobrych sytuacji strzeleckich, nie notujemy celnych strzałów na bramkę koncentrujemy się tylko na konsekwentnym budowaniu ataku pozycyjnego, który nie przynosi nam pożądanych efektów, bo broniąca się całą drużyną przed swoim polem karnym Pogoń nie pozwala nam na wiele. W mieliśmy w 13 minucie już 5 rzutów rożnych dla Pogoni. Tak duża częstotliwość mogła niepokoić, jednak kończyło się na strachu, bo za każdym razem piłka była w sposób zdecydowany wybijana daleko przed nasze pole karne, co umożliwiało nam kontrataki - niestety zazwyczaj kończyły się one na 30 metrze i były łatwo powstrzymywane przez dobrze prezentujących się fizycznie i solidnych obrońców z Sycowa. W 11 minucie po raz pierwszy ratuje nasz zespół w efektowny sposób Kacper. Bardzo pewnie i solidnie grający od początku rundy nasz młody bramkarz świetnie „przeczytał” akcję zainicjowaną przez…nie kogo innego ale grającego z 10 środkowego pomocnika gości, który bez przyjęcia piłki kapitalnym prostopadłym podaniem umożliwił wyjście sam na sam z Kacprem koledze z drużyny. W efekcie mieliśmy biegowy pojedynek Kacpra i napastnika, serca zadrżały……Jednak to Kacper jest w tej sytuacji szybszy i efektownym „szczupakiem” poza polem karnym na 25 metrze ratuje nas po raz pierwszy w tym meczu. Wielkie brawa dla Kacpra! Ta sytuacja nie powoduje, że zmieniamy swój swojego stylu gry w ofensywnie, gramy długo wymieniamy dużą ilość podań, to wszystko dzieje się jednak daleko od bramki gości, a zdarzająca się niefrasobliwość przy rozegraniu naraża nas na potencjalne straty i szybkie kontrataki. Po upływie 20 minut gry warte odnotowania jest kilka wreszcie dynamicznych, precyzyjnych wrzutek - one dają nam kilka sytuacji bramkowych. Jednym z nich popisał się „Majki”. W 20 minucie widzieliśmy świetne jego dośrodkowanie ,piłka minęła głowy obrońców, ale niestety na siódmym metrze nie zdołał jej przeciąć Rudolf. O Pogoni można powiedzieć że była, po przejęciu piłki, w stanie z reguły wymienić trzy-cztery podania i zaraz mieliśmy długi przez przerzut na zasadzie ”nóż coś z tego będzie”- ten scenariusz nie zmienił się już do zakończenia zawodów. My z kolei próbowaliśmy konsekwentnie kreować swoje akcje, w 23 minucie próbkę swych umiejętności dał Józefowicz, popularny „Józek” zakręcił efektownie dwoma zawodnikami Pogoni i efektowną podcinką uruchomił w polu karnym Rudolfa (ten jednak był minimalnie wolniejszy od golkeepera gości).Niestety po upływie 30minut gry zaczęły się u nas mnożyć niepotrzebne faule ,będące częściowo wynikiem kontrowersyjnych decyzji sędziów. Kulminacyjnym momentem naszej niecierpliwości jest 31 minuta, wtedy to stojący na 10 metrze tyłem do bramki zawodnik gości pada jak rażony piorunem w polu karnym i sędzia dyktuje „jedenastkę” doszukując się (w niepotrzebnym sumie wślizgu Bielawskiego) faulu. Kujawski jednak świetną interwencją ratuje swój zespół i broni już drugą „jedenastkę” w rundzie wiosennej. Za chwilę widzieliśmy (po jednym z faulów naszej drużyny) w 32 minucie rewelacyjne podanie z ok 35 metrów, do wrzutki dopada zamykający akcję i nie pilnowany sycowianin, który trafia z 6 metra tylko w boczną siatkę i wprawia ławkę rezerwowych Pogoni w ogromy jęk zawodu. Dostajemy kolejny sygnał ostrzegawczy, ale nie zmienia to naszego sposobu gry. Jednak to co wydarzyło się w 38 minucie mogło przyprawić o palpitację serca nawet najspokojniejszego kibica naszego klubu. W dość krótkim czasie piłkę wymieniali Kościelniak, Józefowicz i Rudolf-szybkie zagrania z pierwszej piłki zgubiły obronę gości, w konsekwencji Rudolf doszedł do pozycji w której prawie z linii końcowej boiska wyłożył piłkę znajdującemu się na 8 metrze Szymiczkowi - wbiegający w pole karne „Szymi” nie trafia w piłkę, przechodzi ona do znajdującego się za jego plecami Łukasza Skowronka, który mając przed sobą pustą bramkę przenosi wysoko piłkę nad poprzeczką. Co prawda z boku łatwo się mówi, ale o takiej sytuacji chyba można powiedzieć, że Łukasz mógł jeszcze poczekać na bramkarza Pogoni i zapytać się go w który róg chce dostać piłkę- „gała” powinna wylądować w siatce. W 42 minucie znów „Szymi” był zaangażowany w ciekawą akcję. Po rzucie rożnym gości wychodzimy z kontrą ,trzech na trzech w ,w środkowej strefie boiska ‘’Szymi” otrzymuje piłkę podciąga 10 metrów i przerzuca na lewo, tam piłkę otrzymuje Tomek Rudolf ,a obok niego biegnie Skowronek - w tym momencie przewagę dwóch na jednego, niestety Rudolf zwleka z podaniem próbuje indywidualnego pojedynku i tuż przed polem karnym traci piłkę.
Na drugą połowę wychodzimy z trzema zmianami. Na boisku pojawiają się: Krzanowski, Zając, Furmanek. Obecność szczególnie tych dwóch pierwszych dynamizuje nasze poczynania w ofensywie. Dzięki szybkim indywidualnym akcjom Zająca i Krzanowskiego coraz częściej udaje się rozerwać szyki obronne przeciwnika. „Dobry jest ten mały, dlaczego siedział na ławce”? można było usłyszeć po meczu z obozu Pogoni. Tak, filigranowy Zając niczym demon szybkości mijał kolejnych przeciwników jak slalomowe tyczki. Nie mogąc go powstrzymać zawodnicy Pogoni często uciekali się do faulów. W 46 minucie po faulu na Zającu do piłki wrzuconej przez Banacha dochodzi Kozimor, strzela, ale niecelnie. Za chwile fatalną stratę w środku pola notuje wszędobylski tego dnia „Majki” – na szczęści bez konsekwencji. Raz za razem suną indywidualne akcje Zająca na bramkę, po jednej z nich wykłada on piłkę na 20 metrze Tomaszowi Rudolfowi, ten uderza mocno ,ale bramkarz piąstkuje piłkę na rzut różny. Kolejne 15 minut to nieustanny atak naszej drużyny, a słabnąca obrona Pogoni broni się rozpaczliwie, ale wciąż ze szczęściem i czujnie. W 50 minucie po faulu na Sokole uderza z wolnego Rudolf - mocny strzał łapie jednak bramkarz Pogoni. Znakomitą akcję, w tempie nieuchwytnym dla obrońców Pogoni, zainicjował ponownie Zając - piłka krążyła szybko pomiędzy Józefowiczem, Krzanowskim, Rudolfem i Zapałem. Wspomniana czwórka rozprowadziła koncertowo obronę gości i po szybkiej wymianie podań ostatecznie piłkę otrzymuje Krzanowski, wpada w pole karne i w pełnym biegu uderza jak z armaty z 12 metra ale przenosi piłkę nad poprzeczką. Natomiast w 61 minucie znów po wzorcowej, dynamicznej akcji piłkę wykłada na 18 metr bardzo aktywny Józefowicz, dochodzi do niej Banach i w biegu oddaje bardzo silny strzał...bramkarz piąstkuje. Od 65 minuty zaczynamy bardzo mocno naciskać i wywierać presję na Pogoni, obszernym fragmentami gra toczy się już tylko na połowie przeciwnika, a ten już najprostszymi środkami – niczym w hokeju na uwolnienie-wybija piłkę sprzed pola karnego. Mnożą się akcje, zasypujemy bramkarza z Sycowa gradem strzałów - strzelają: Zając, Józefowicz, Rudolf, Kozimor, Furmanek, Krzanowski. W 73 minucie szybka „klepka” i akcja pomiędzy Banachem i Józefowiczem –„Majki” kończy soczystym uderzeniem z 13 metrów, niestety piłka ląduje znów tam gdzie stoi bramkarz sycowian i znów notuje udaną interwencję. Trzeba przyznać że przez ostanie 25 minut bardzo podreperowaliśmy korzystne statystyki bramkarza gości. Minutę później znów ta sama dwójka wymienia podania i „Majki” znów kolejną bomba….trafia w bramkarza gości. W 83 minucie dośrodkowanie Marcina Józefowicza nieomal z linii końcowej, znajdujący się w polu karnym obrońca sycowian blokuje podanie zagrywając ręką, ręce uniesione wysoko nad głową niczym( przy siatkarskim bloku) i sycowianin notuje ….efektowny blok ,którego nie powstydziłby się Marcin Możdżonek - sędzia liniowy jednak nie reaguje. A my niezrażeni, ale podrażnieni wciąż inicjujemy akcje za akcją. Ostatnie 10 minut to nieustanna kotłowanina w polu karnym przeciwnika. Niestety bez efektu bramkowego ,a miarą naszej indolencji strzeleckiej i wyjątkowego szczęścia sycowian, które wówczas im towarzyszyło, jest sytuacja z 87 minuty. To wtedy odnotowaliśmy kolejne szybkie zagranie ,łatwo udało się ”rozklepać „obronę przeciwnika i w polu karnym strzela Józefowicz, uderza raz ,rozpaczliwie blokuje obrońca, Marcin ponownie dostaje piłkę i poprawi tym razem lewą noga-bramkarz broni, piłka trafia do Banacha ten z 9 metra uderza potężnie i wydaje się że nic już nie jest w stanie uratować sycowian, ale gdzieś tam w gąszczu zawodników pojawia się jeden z obrońców i piłka ociera się o jego ramię, w efekcie piłka zmienia kierunek lotu i zmierza nieuchronnie do siatki przy prawym słupku- ludzie wstają z miejsc - jednak znów, nie wiadomo skąd wyrasta bramkarz gości który końcówkami palców sparował piłkę na słupek. Pomimo wielu sytuacji nie udało nam się jednak złamać obrony gości i zanotowaliśmy pierwszy w tej rundzie remis. W tym sezonie Pogoni Syców gola nie strzeliliśmy...
Można powiedzieć, że zabrakło szczęścia…a może czegoś więcej? Jak mawiał ś.p. znakomity siatkarz, a potem komentator siatkarski, członek reprezentacji olimpijskiej słynnego Huberta „Kata” Wagnera: ”szczęście siedzi okrakiem na siatce i czeka aż któraś z drużyn przeciągnie go na swoją stronę”. Odnosząc to do piłkarskich realiów można powiedzieć, że dzisiaj po prostu nie wiedzieliśmy jak przeciągnąć to szczęście na naszą stronę. Sytuacji było co niemiara, ale zabrakło tej „kropki nad i”. W wielu sytuacjach okazało się że za szybko, za bardzo chcemy, i brakuje racjonalnego namysłu, czy to w budowaniu akcji czy w zakończeniu ich odpowiednim strzałem. Ten remis jest porażką i nie da się tego ukryć. Trochę zastanawia duża ilość prostych technicznych błędów(zwłaszcza przy przyjęciu piłki) co jest zapewne podyktowane nerwowością i świadomością upływających minut. Potrzeba teraz spokoju i chłodnych głów, bo choć znamy swój duży potencjał, to mamy również świadomość ,że nikt skóry tanio nie sprzeda w tej lidze i będzie się mobilizował na lidera. Warto jest też odnotować, że pewnym pozytywem jest to, że tego meczu nie przegraliśmy - często bywa tak, że jak nie możesz wygrać, to przynajmniej nie przegraj. Bo jak mówią za naszą południową granicą w światku sportowym – nie dasz gola, dostaniesz. My nie strzeliliśmy, ale też zachowaliśmy czyste konto, a w takim meczach często to ci będący po presją cały mecz wyjeżdżają z tarczą.
Piotr Litwinowicz