Nie ma powodów do radości po meczu Unii z Kobylicami...nasza drużyna mimo faktu,że była faworytem meczu nie była w stanie ugrać nawet punktu.Dlaczego? na to pytanie odpowiedź jest bardzo prosta...niewykorzystane sytuacje się mszczą.
Unia od początku zdecydowanie przeważała i mieliśmy kilka naprawdę dogodnych sytuacji,ale brakowało zimnej krwi pod bramką rywala lub też kilka razy daliśmy się złapać na spalone (chociaż były takie sytuacje,gdzie spalonego nie było).
Nasz zespół grał a to gospodarze wykorzystali tą otwartą grę naszej drużyny i po katastrofalnych błędach w defensywie zawodnik z Kobylic wyszedł na czystą pozycję z Patrykiem Pośpiechem i nie dał mu żadnych szans 1-0.
Wydawało się,że Unia weźmie się do pracy i zacznie wreszcie grać tak jak nas do tego przyzwyczaiła,czyli zdecydowanie i pewnie,ale nic bardziej mylnego...biliśmy głową w mur i mimo faktu,że przeważaliśmy,a co ciekawszego strzeliliśmy gola,którego nie uznał sędzia,bo został zdobyty ze spalonego...to i tak w późniejszej fazie bramka miejscowych była dla nas jak zaczarowana.
Najlepszą okazję do wyrównania miał Roman Frończyński,który otrzymał świetne podanie od Jarka Stelmach,ale po wyjściu na pozycje sam na sam z bramkarzem posłał piłkę obok słupka.
Rywale nie mieli w tym dniu pomysłu na grę i zagrażali nam tylko poprzez długie podania do napastników,których zadaniem było stworzyć zamieszanie na naszej połowie - taki stan rzeczy był dla nas bardzo groźny,bo graliśmy otwarty futbol i często nasi obrońcy podłączali się w grę ofensywną co dawało Kobylicom możliwości gry z kontry.
Parokrotnie mogliśmy mówić o szczęściu,bo czujny w bramce był Patryk Pośpiech lub dobrze interweniowali w ostatnich chwilach nasi obrońcy.
Po pierwszej połowie przegrywaliśmy 1-0 po sporej niemocy Unii..
Druga część tego widowiska to już zupełnie inny mecz niż ten,który oglądali kibice w pierwszej połowie...Unia ruszyła na bramkę gospodarzy z ataki snuły się jeden po drugim,a to wszystko było albo za wolne rozegrane,albo niedokładnie i co najważniejsze brakowało celnych strzałów na bramkę Kobylic.
Ten mecz momentami stawał się bardzo nerwowy,sędzia musiał przerywać grę i sięgać do kieszeni po żółte kartki,ale czy aby na pewno postawa arbitra była dzisiaj odpowiednia? odpowiedź na to pytanie pozostawiam wszystkim kibicom i działaczom.
Rywale przez długi czas nie byli w stanie przejąć piłki,a jedyne co im się udawało zyskiwać czas po tym jak sędzia odgwizdywał faul czy zagrania ręką - i tutaj też podkreślam,że z decyzjami można by się nie zgodzić.
Najciekawszy w tym meczu,był ostatni kwadrans.,bo nie dość że Grzegorz Szumierz otrzymał drugą żółtą i w efekcie czerwoną kartkę to graliśmy dwoma obrońcami i praktycznie cała drużyna znajdowała się na połowie Kobylic,rzuciliśmy wszystko na jedną kartę i to mogło przynieść pożądany efekt,bo stworzyliśmy mnóstwo okazji pod bramką gospodarzy,ale brakowało nam szczęścia,a potwierdzeniem tego niech jest akcja z ostatniej minuty meczu,gdzie Jarek Stelmach dogrywa piłkę do wychodzącego z lewej strony Mateusza Kłoska,a ten trafia w słupek -> to była piłka meczowa,której nie wykorzystaliśmy i w efekcie przegrywamy 1-0!
Czy przegraliśmy słusznie? zdecydowanie,bo byliśmy na boisku lepszą drużyna,która zasłużyła na punkty,ale cóż to jest piłka nożna nie zawsze lepszy wygrywa,a tak było dzisiaj.
Za tydzień w sobotę o GODZ 13:00 na własnym boisku podejmować będziemy Ks Cisowa - więcej niebawem w zapowiedzi.
KOBYLICE 1-0 UNIA