Relacjonowanie spotkań, które mają przebieg podobny do niedzielnego starcia Błękitnych Pustków Wilczkowski z Pumą Pietrzykowice jest z perspektywy osoby związanej emocjonalnie z przegraną stroną zadaniem trudnym. Puma nie zagrała bowiem tragicznego meczu - trzy bramki strzelone na wyjeździe mówią same za siebie - zaliczyła natomiast występ wybitnie niedojrzały.
Pierwsza połowa przebiegła pod dyktando gospodarzy, i to bynajmniej nie przez wzgląd na legendarne już kamienie na boisku. Błękitni okazali się silną fizycznie, nieźle zorganizowaną drużyną, która skutecznie wykorzystała słabsze 45 minut w wykonaniu zawodników Pumy, a przewagę udokumentowała bramką zdobytą przez Szczepana Pasławskiego. 1:0 do przerwy i zasłużone prowadzenie podopiecznych Sebastiana Słobodziana.
Od samego początku drugiej odsłony zobaczyliśmy natomiast odmienioną wersję Pumy, która rozegrała koncertowe 25 minut. Już w pierwszej akcji po zmianie stron wywalczyliśmy rzut karny. Do piłki tradycyjnie podszedł Rafał Obała, który jak zwykle pewnie uderzył z jedenastu metrów, doprowadzając do wyrównania. W 63 minucie Marcin Waszczyk w swoim stylu przebojowo wdarł się w pole karne, oddał piłkę do wbiegającego na skraj "szesnastki" Daniela Koszykowskiego, a nasz pomocnik płaskim uderzeniem prawą nogą pokonał zasłoniętego bramkarza Błękitnych. Sześć minut później było już 3:1, a swoją pierwszą bramkę w sezonie zdobył wprowadzony chwilę wcześniej z ławki Artur Laskowski. Skrzydłowy przeprowadził świetną indywidualną akcję na lewej stronie boiska, po ograniu dwóch rywali wpadł w pole karne i mocnym strzałem w dalszy róg bramki podwyższył nasze prowadzenie.
To, co stało się w ostatnich dwudziestu minutach rywalizacji może stanowić zagadkę nie tylko dla szkoleniowca i zawodników klubu z Pietrzykowic, ale również dla wszelkiego rodzaju teoretyków i ekspertów futbolowych. Kilka błędów w obronie, przejęcie inicjatywy przez gospodarzy, i nagle z pewnego 3:1 zrobiło się 3:3. W 87 minucie w pobliżu lewego narożnika naszego pola karnego Marcin Waszczyk faulował zawodnika gości, obejrzał za to drugą żółtą kartkę w tym meczu i został usunięty z boiska. Do wykonania rzutu wolnego podszedł Piotr Galik, uderzył, a piłka zaliczyła rykoszet i wpadła do bramki strzeżonej przez zmylonego Marka Towarnickiego. Do końca meczu wynik nie uległ zmianie, a trzy punkty zostały w Pustkowie Wilczkowskim.
Miejmy nadzieję, że tego typu końcówki będą przytrafiać się naszej drużynie możliwie najrzadziej, a porażka 3:4 mimo prowadzenia 3:1 na 20 minut przed końcem sprawi, że podopieczni trenera Reszki wyciągną wnioski i popracują nad poziomem swojej koncentracji przez pełne 90 minut każdego spotkania.