Do meczu z Łukowicami przystępowaliśmy z żądzą rewanżu za wrześniową porażkę 1:3, kiedy to zanotowaliśmy prawdopodobnie najgorszy występ rundy jesiennej. Wszyscy co prawda mieliśmy świadomość, że to spotkanie będzie wyglądać zupełnie inaczej, ale chyba nikt nie spodziewał się, że będzie aż tak łatwe i jednostronne…
Pierwsze 15 minut było bardzo szarpane, oba zespoły miały duże problemy z zawiązaniem składnej akcji, przez co gra toczyła się głownie w środkowej strefie boiska. Po niemrawym początku coraz częściej zaczęliśmy dochodzić do głosu, czego efektem była pierwsza znakomita sytuacja jaką sobie stworzyliśmy. Z prawej strony na ofensywną szarżę zdecydował się Małunowicz, po czym wyłożył piłkę do Marecika, którego strzał został zatrzymany przez bramkarza gości. Kilka chwil później byliśmy już skuteczniejsi. Po przechwycie Peczeniuka, prostopadłą piłkę do Marecika zagrał Chlasta, Kuba stanął „oko w oko” z bramkarzem, lecz przytomnie dostrzegł wchodzącego z lewej strony Połowniaka, który skierował piłkę do pustej bramki. Na kolejnego gola czekaliśmy do 37 minuty. Po rzucie rożnym piłkę w polu karnym Łukowic przejął Małunowicz, następnie odegrał ją do Jankiewicza, a ten będąc tyłem do bramki obrócił się z piłką i oddał skuteczny strzał w długi róg. Było 2:0, lecz przed przerwą powinniśmy byli strzelić jeszcze jednego gola. Lewym skrzydłem popędził Jankiewicz i mając przed sobą jedynie bramkarza Łukowic oraz trzech kolegów, którym mógł wyłożyć piłkę do pustej bramki, nie potrafił tego uczynić i skończyło się tylko rzutem rożnym.
W drugiej połowie osiągnęliśmy jeszcze większą przewagę, czego efektem był kolejny gol już 5 minut po wznowieniu gry. Wybitą przez bramkarza piłkę w środku pola przejął Peczeniuk, po czym dobrym podaniem uruchomił Jankiewicza, który nie dał szans bramkarzowi kompletując dublet w tym meczu. W 60 minucie szansę debiutu otrzymał Kozielec i już chwilę później pokazał się z bardzo dobrej strony dogrywając piłkę na 7 metr do Peczeniuka, który bez problemów podwyższył na 4:0. Ostatnie 20 minut to popisy kolejnych graczy, którzy na boisko weszli z ławki rezerwowych. Najpierw piłkę na prawej stronie wymienili Małunowicz i Peczeniuk, po czym ten pierwszy ruszył odważnie wzdłuż linii bocznej, następnie dośrodkował na długi słupek do Wilka, ten przytomnie zgrał głową do Gembki, który opanował piłkę na klatkę piersiową i mocnym strzałem posłał ją do bramki. To była najładniejsza akcja tego meczu! Ostatni gol tego spotkania również był autorstwa Jacka Gembki. Tym razem został on świetnie obsłużony przez Błażejewskiego i mając przed sobą tylko bramkarza, nie pozostawił mu żadnych złudzeń na skuteczną interwencję. Było 6:0, a do końca meczu pozostawało ok 10 minut. W tym czasie mieliśmy jeszcze kilka okazji by strzelić kolejne gole, lecz za każdym razem brakowało wykończenia. Najlepszą sytuację miał Małunowicz, który po rajdzie przez pół boiska, mając przed sobą tylko bramkarza przyjezdnych trafił w słupek. Kilka okazji na swojego premierowego gola miał również wprowadzony na ostatni kwadrans Szerszenowicz, ale u niego również brakowało spokoju pod bramką rywala. Ostatecznie, po jednostronnym widowisku pokonujemy Łukowice Brzeskie 6:0.
Wynik choć bardzo wysoki, w pełni odzwierciedla to co działo się na boisku. Nie ulega wątpliwości, że tego dnia byliśmy bardzo dobrze dysponowani, ale trzeba też podkreślić, że Łukowice same wydały na siebie wyrok grając linią obrony ustawioną 40 metrów od własnej bramki, co przy braku sędziów liniowych jest delikatnie mówiąc nienajlepszym pomysłem. Dodatkowo w ofensywie nie wykreowali praktycznie ani jednej groźnej sytuacji, przez co stojący między słupkami naszej bramki Hraca mógł poczuć się jak na wakacjach. Jedynym negatywem tego spotkania jest kontuzja Mateusza Świerczka, który po jednym z ostrych ataków rywala musiał opuścić boisko i nie wiadomo ile potrwa jego rozbrat z futbolem. Najważniejsze jest jednak to, że odnieśliśmy bardzo przekonujące zwycięstwo, które podwyższy nasze morale przed wizytą na gorącym terenie w Pawłowie.